Michał nadal przychodził. Przez ten cały tydzień. Ale już nie rozmawiałam z nim tak, jak wcześniej. Znów byłam w swoim świecie. Żyłam wspomnieniami. Robiłam wszystko machinalnie. Nawet nie myślałam, co mówię (choć nic nie mówiłam, prawie nic), co robię. Gabrysia nie wypuszczała mnie samej nigdzie. Co uważałam za paranoję. Ale jak ona to stwierdziła:
- Nie puszczę cię tam samej, bo jeszcze wejdziesz pod jakieś auto! Ciebie nawet słup, albo rower może skrzywdzić!
I nie kłóciłam się z nią.
Zmuszała mnie na wyjście na spacer. Mówiła do mnie, ale jej nie słuchałam. Znaczy słuchałam, ale nie zwracałam na jej słowa zbytniej uwagi. Michał też przychodził. Tez mówił. To był ich monolog. Ja miałam nieobecny wzrok.
Mój stan psychiczny zmienił się, gdy odwiedził mnie Szymon.
- Cześć, mała- powiedział siadając obok mnie na kanapie.
Z początku nawet go nie poznałam. Ale dlatego, że się zmienił,albo że o nim zapomniałam. Po prostu mój umysł nie pracował jak należy. Dopiero po kilku minutach zwróciłam na niego uwagę. Mówił coś do mnie.
- … no i wiesz, że nam ciebie brakuje tam? A ja przez cały czas myślę o tym, czy masz śniadanie, czy nie masz…
- Mam- odpowiedziałam.
Mój głos mnie przeraził. Dawno go nie słyszałam. Uśmiechnął się wesoło do mnie i chwycił za rękę.
- O! Ty mówisz! A już myślałem, że wiecznie będę z tobą prowadził „konwersację jednoosobową”.
Zaśmiał się, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- Mój ulubieniec…- westchnęłam i przytuliłam się do niego.
Tak. Potrzebowałam go. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo.
W pierwszy dzień tylko słuchałam, dodając czasem swoje słowa. Ale to się zdarzało bardzo rzadko. Na zmianę przychodził Szymon i Michał. Cieszyłam się na te ich wizyty. Zawsze czekałam na poranek. Dokładnie punkt 10.00. Wtedy przychodzili. A ja się uśmiechałam. Gabrysia była pełna podziwu i zachwytu. Na każdy mój uśmiech, cichy śmiech reagowała z fascynacją.
Noce tak jak zawsze. Płacz, koszmary, zarwana noc Gabi.
Misiek, Szymon i Gabrysia tchnęli we mnie nowe życie. Co prawda nie było ono inne, mniej radosne, ale nowe. Nie myślałam o Zbyszku. Chociaż często wracały obrazy. Każdy przedmiot, każde pomieszczenie przypominało mi jego.
Odwiedziłam Marka i Weronikę. Nie byli zadowoleni z mojego stanu, ale przekonałam ich (za wielką pomocą Gabi), że nic mi nie jest i żeby się nie martwili.
Razem z trójką moich przyjaciół, odwiedzałam grób mamy. Prawie codziennie. Nie płakałam już, jak za pierwszym razem. Siedziałam tylko i się modliłam.
Rozmawiałam z siatkarzami przez telefon i skype’a. Słyszeli mój nowy głos. Bardziej radosny niż tydzień wcześniej.
- Co się stało?- spytali poważniejąc.
- Nic…
- No, powiedz!
I zmusili mnie, żebym im powiedziała o Michale i Szymonie.
***
- Piotrek!- ucieszyłam się.- Tak tęskniłam… tak bardzo mi przykro…
- Spokojnie, Aniu- uśmiechnął się.
Przytulał mnie mocno do siebie. Widziałam kontem oka, jak Gabi całuje się z Grzesiem. Podszedł do nas Krzysiek z żoną i dziećmi. Oderwałam się od Piotrka i rzuciłam na szyję kolejnemu siatkarzowi. Zaczęłam płakać.
- Hej… nie płacz- starł mi z policzka łzę.
- Tęskniłam za wami.
- My za tobą też- odparł.
Przytuliłam go i wtedy zauważyłam Jego. Stał za ich plecami i wpatrywał się we mnie ze smutnym wzrokiem. Zamarłam.
- Cześć, An…- odezwał się cicho i chciał podejść.
Ale nagle przy mnie znaleźli się Szymon i Michał.
- Daj jej spokój- warknął ten drugi.
Okrążyli mnie i odciągnęli od siatkarzy. Po drodze przytuliłam się z Grzesiem. Ale już się nie uśmiechałam. Widziałam jego tęskne i smutne spojrzenie. Dlaczego?
Kilka razy się obracałam, żeby go zobaczyć. Ale już go nie było.
***
Cały dzień przesiedziałam z nimi. Nie uśmiechałam się i prawie w ogóle nic nie mówiłam. A oni opowiadali. Tylko słuchałam.
Zasnęłam i obudziłam się w ten sam sposób co wcześniej. A nawet gorzej. Widok Bartmana nie podziałał dobrze na moją psychikę. Cały czas się zastanawiałam, gdzie jest Aśka? Dlaczego z nim nie przyjechała? Co z tą drugą dziewczyną?
Znów siadałam na swojej kanapie i przez całe dnie patrzyłam przez okno. Nadal się śmiałam w towarzystwie Szymona, a przy Michale się odprężałam. Jednak jedna sytuacja, dużo zmieniła. Mój pogląd przede wszystkim.
Zbyszek.
Wysiadłem ze swojego auta i spojrzałem na tłum ludzi. Mimo naszej porażki, wiele ich przyszło nas odwiedzić. Nie mam tutaj rodziny, a jedyną osobą z którą pragnę się zobaczyć jest Anka. Rozejrzałem się za nią. Odchodziła właśnie od Igły, który na rękach trzymał Dominikę, do nóg przyczepionego Sebastiana i Iwonę całującą go w policzek. Podszedłem do Ani. Zauważyła mnie od razu.
- Hej… An- mruknąłem.
Chciałem się uśmiechnąć. Chciałem powiedzieć coś więcej. Zrobiłem dwa małe kroki w jej stronę. Ona patrzyła na mnie tylko z dziwnym wyrazem twarzy. Ból. Miałem właśnie powiedzieć, że chciałbym z nią porozmawiać, gdy przede mną wyrosło dwóch facetów. Dobrze ich znam. Szymon i… Michał? Kurwa, co on tutaj robi?!
- Daj jej spokój!- warknął jej były.
Odwrócili się. Michał objął ją czule, mówiąc coś. Miałem ochotę podbiec, odepchnąć go od niej, przyłożyć mu kilka razy w mordę i splunąć mu w twarz.
Ale dlaczego ona nie reagowała na jego uścisk? Czyżby… Nie. To nie możliwe. Nie wierzę w to.
Podrapałem się w kark zagryzając dolna wargę. Warknąłem niezrozumiałe przekleństwa i wróciłem do swojego samochodu nie zwracając uwagi na krzyczących moje imię fanów i wołającego Krzyśka. Ruszyłem. Zacisnąłem dłonie na kierownic i z piskiem opon wyjechałem z parkingu przy lotnisku.
Po niecałych dwudziestu minutach (które dłużyły mi się w nieskończoność, choć i tak dzięki prędkości dojechałem dwa razy szybciej) wreszcie otworzyłem drzwi do swojego mieszkania. Zostawiłem walizkę w przedpokoju i poszedłem do kuchni. Wyjąłem czekające tam na mnie piwo. Usiadłem na kanapie w salonie i otworzyłem butelkę zębami. Wypiłem zawartość do połowy, a przed oczami miałem obraz Ani i Michała.
Nie możliwe, żeby do siebie wrócili.
- Kurwa!- warknąłem.
Przejechałem wolna dłonią po twarzy i głęboko westchnąłem. Dopiłem piwo i poszedłem po kolejne. A potem po następne. Zatrzymałem się, tracąc rachubę, która to już butelka. Zasnąłem z jedną w ręku półleżąc na kanapie.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Wymamrotałem jakieś słowa i oblizałem usta, podczas gdy telefon ciągle nie dawał mi spokoju. W końcu odebrałem.
- Czego, kurwa?!
- Cześć, Zbyszek… - to moja mama.
- Mamo?- odchrząknąłem i usiadłem.- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Nie przeszkadzam?- spytała niepewnie.
- Nie, nie… właśnie się obudziłem. Wiesz, potrzebowałem trochę snu- odparłem robiąc kwaśną miną.- Coś się stało?
- Nie… po prostu zastanawiam się, czy nie przyjechałbyś do nas na kilka dni.
Przestraszyłem się na jej słowa.
- Co?
-Tęsknię za tobą, synku.
-Ja za tobą też, mamo.
- Poza tym teraz potrzebujesz wsparcia. Nie łatwo jest zapomnieć o tym, co się stało w Londynie…
Oj, tak. Żebyś mamo wiedziała.
- Zwłaszcza z pomocą ojca poprawi mi się humor- mruknąłem z sarkazmem.
- Oj, Zbyszek nie bądź taki! Dobrze wiesz, że on po prostu tak ma.
- Wiem, wiem.- Nie było sensu się z nią kłócić. Zawsze będzie go bronić. Przejechałem ręką po włosach.- To kiedy mogę wpaść?
- Kiedy chcesz.
- Dobra. Na razie nic nie obiecuję. Muszę załatwić... kilka spraw.
- Jakich? Czy coś się stało?
Chyba usłyszała nutkę wściekłości w moim tonie.
- Nie. Chodzi o klub- skłamałem.- Wiesz, biznesowe sprawy.
-No dobrze. Jakbyś miał przyjechać, zadzwoń.
- Dobrze. Pozdrów tat... a może lepiej nie- mruknąłem.
- Pa.
Zakończyłem połączenie i rzuciłem niedbale telefon na stolik. Ziewnąłem przeciągle i spojrzałem na podłogę. Pełno pustych butelek. Na zegarze ściennym była godzina 20.00. To znaczy, że spałem z siedem godzin. Wstałem szybko, co zaowocowało ostrym bólem w głowie. Skrzywiłem się, ale poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem w luźne spodnie od dresu. Sprzątnąłem w salonie. Nie powinienem był pić. W ogóle nie powinienem pić. Będąc w kuchni i odgrzewając zapiekankę, która była w zamrażalniku, usłyszałem dźwięk telefonu.
- Do jasnej cholery! Chyba wywiesiłem zawieszkę: „chętny do rozmowy”.
Spojrzałem na ekran. Michał Kubiak.
- Czego stary- powiedziałem na dzień dobry.
- Widziałeś się z nią?- przeszedł do rzeczy.
- Nie, jej goryl mi przeszkodził.
- Kiedy Anka kupiła sobie goryla?!- zdziwił się.
- Kurwa, Dziku- sapnąłem.- Chodziło mi o Michała.
Cisza.
- Znaczy o tego Michała… tego tamtego?- spytał wstrząśnięty.
- Jeżeli masz na myśli tego Michała, którym ja mówię, to tak. Ten tamten.
Mogę przysiąc, że teraz przewrócił oczami.
- Znaczy… co mówił? Biliście się?- czyżby Kubiak był podekscytowany?
- Zwariowałeś? Kazał mi się od niej trzymać z daleka i…
- I…
- I ją przytulił.
Znowu cisza. A po chwili głębokie westchnięcie:
- Kurwa.
- Dobrze powiedziane.
Usiadłem na kanapie i oblizałem usta. Zaschło mi w gardle. To przez taką ilość alkoholu. W zasadzie to ja prawie nie piję, a piwo trzymam dla gości.
- Myślisz, że oni… się zeszli?
- Nie wiem, Misiek. Ale to wyglądało… dziwnie. Był jeszcze Szymon, ale to tylko jej przyjaciel.
- Dlaczego czuję, że zrobiłeś coś głupiego?- spytał po chwili.
- Ja?
- Tak, ty.
Zacisnąłem usta. Zbyt dobrze mnie zna.
- Piłeś.
Po tym stwierdzeniu otworzyłem usta, żeby się bronić, ale nie wydobył się żaden dźwięk.
- Cholera, piłeś- ni edowierzał.- Miałeś tego nie robić!
Zacisnąłem powieki.
- Wiem, ale… to mnie przerosło. Dziku, ja jej nie mogę stracić!- to wyszło bardziej histerycznie niż się spodziewałem.
Z kuchni dobiegł odgłos wyłączającej się mikrofalówki. Wstałem i poszedłem do kuchni.
- To walcz o nią, debilu!- ryknął tak głośno, że musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.
- Ale jak, kiedy ona nie chce ze mną gadać? Ani nic…
Wyłożyłem talerz i położyłem na nim zapiekankę. Posypałem przyprawą do
grosa, nalałem ketchupu i wlałem zimnej wody z lodówki do szklanki. Piłem
zachłannie.
- Nie daj jej myśleć, że odpuściłeś, rozumiesz? Masz ją zdobyć, inaczej
zleję ci tą głupią dupę!- syknął.Przewróciłem oczami.
- Dobra, a teraz kończę bo czeka na mnie Monika- niemal czułem i widziałem pełen satysfakcji uśmieszek.
- A na mnie czeka kochająca mnie zapiekanka- odparłem.- Z wzajemnością.
Kubiak zachichotał.
- Upojnej zapiekanki!
- Upojnej Moniki.
Rozłączył się, gdy usłyszałem wołający go w tle głos. Pokręciłem głową. Zabrałem komórkę, talerz i szklankę z wodą do sypialni. Zjadłem. Zasnąłem z obrazem Ani i Michała przytulających się.
-------------------------------------------------------
Heeeejjj <3
Przyznaję się bez bicia, że rozdział mi nie wyszedł. Przepraszam :c
Postaram się aby kolejny był lepszy i ciekawszy.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem! Nawet nie wiecie, jak bardzo jestem Wam wdzięczna za te miłe słowa i Wasze opinie. I nie piszę tego tylko tak, od niechcenia! Serio, to wiele dla mnie znaczy, bo wiem, czego ode mnie oczekujecie. Czego oczekujecie od kolejnych rozdziałów i całej historii :)
To co? Do następnego ;*
I znowu nie porozmawiali... Ehhh... Jak dobrze, że Anka ma takich przyjaciół jak Szymon czy Gabi ;> Zbyszku miałbyś moje poparcie, trzeba było z Michałem sprawę załatwić jak mężczyzna z mężczyzna, prawy sierpowy i koniec! ;> Dzik ma rację jak nie załatwisz tej sprawy i to ja Ci skopię tyłek! ;> rozdział jak zawsze CU-DEŃ-KO! Jak jeszcze raz napiszesz, że rozdział nie wyszedł, to po prostu nie ręczę za siebie! To jest ostrzeżenie!! ;> ja nie żartuję!! Nie bądź wobec siebie taka krytyczna, naprawdę świetnie piszesz ;>
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno, buziaczki ;***
zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
Dziękuję i spróbuję ;p
Usuńco powiedzieć, rozdział jak zwykle genialny, Dziku miażdży system, tyle w temacie. :D czekam na kolejny. ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuń