sobota, 23 sierpnia 2014

LXXXVIII


Powstrzymuję łzy, które bardzo chcą wyjść na powierzchnię. Oddycham głęboko, żeby się uspokoić. Gabrysia dotrzymuje mi kroku, choć ciągnę ją jak najszybciej.
- Nie rozumiem, po co tak rwiesz? Przecież on jest zajęty!
Nie odpowiedziałam. Gdybym się odezwała na pewno bym się rozkleiła.
Ale nagle usłyszałam jakieś szybkie kroki. Ktoś za nami biegł. Proszę, tylko nie on…
- Ania, zaczekaj!- krzyknął Zbyszek.
Zamiast to zrobić jeszcze bardziej przyspieszyłam. Chwilę później on nas wyminął i zmusił do zatrzymania. Spojrzałam do góry. Jego zielone oczy lśniły. Czarne włosy mieniły się brązem od zachodzącego słońca. Jest ubrany w ciemne, wycierane dżinsy i zwykłą szarą bluzę. Na jego twarzy nie było widać radości. Zobaczyłam cień człowieka, którego znałam. A bynajmniej wydawało mi się, że znam.
- Aniu, proszę cię…
Zagryzłam wargę, odwróciłam wzrok i pokiwałam przecząco głową. Nie mogę się odezwać. Nie mogę!
- Anka… musimy porozmawiać!
Nie odezwę się. Nie odezwę! Gdybym to zrobiła, wiedziałby. Wiedziałby, że sobie nie radzę. Miałby większą satysfakcję z tego, że jestem słaba i doprowadził mnie do takiego stanu. Ale chyba sama sobie na to zasłużyłam. Zaufałam mu…
- Daj jej spokój, kurwa!- wrzasnęła Gabrysia i postąpiła krok na przód tak, że stała przede mną i mnie zasłaniała.- Nie widzisz, że ona z tobą nie chce gadać?
- Gdyby mnie wysłuchała…- zaczął błagalnie zerkając na mnie zza ramienia mojej przyjaciółki.
- To co?! Że niby taki aniołek z ciebie? Jesteś pieprzonym gnojem! Nie wiem, co ona w tobie widziała…
- Wiem. Jestem idiotą. I jak mnie nazwałaś- pieprzonym gnojem. Zasłużyłem. Ale ona musi mnie wysłuchać!
- Anka niczego nie musi- wysyczała i chwyciła mnie za rękę.- Chodź, idziemy. A ty nawet nie próbuj za nami iść bo jak słowo daję, zabiję cię!- zagroziła i pociągnęła mnie za sobą.
Zerknęłam za siebie. Zbyszek stał i patrzył na mnie ze smutnym wzrokiem. Ale czy na pewno smutnym? Może drwiącym? Skrzyżowaliśmy spojrzenia i już nie mogłam. Łzy same popłynęły.


Zbyszek.
Stałem tam jak słup soli. Nie mogę przecież tak po prostu jej nękać. Kocham ją. Teraz wiem, jak bardzo. Pierścionek, który kupiłem jej na zaręczyny, które miały odbyć się w Londynie, a o których ona nie wiedziała, zniknął. Po prostu go nie ma. Mam pewne podejrzenia…Ale nie to teraz jest najważniejsze.
- Kurwa mać!- wrzasnąłem i uderzyłem otwartą dłonią w najbliższe drzewo.
Nawet nie poczułem bólu.
Przetarłem dłońmi twarz i włosy. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Kubiaka.
- Co jest, stary?- spytał.
- Kurwa mać zaraz mnie szlag trafi!- wybuchłem.- Nie wytrzymam już. Zaraz się załamię, padnę i nie wstanę.
- Ho, ho. Spokojnie, wodzu! Co się stało?
- Spotkałem Ankę. Próbowałem z nią pogadać…
- Niech zgadnę. Ale jej goryl ci przeszkodził?
- Nie było z nią Michała. Gabrysia. Ta, to kurwa mogłaby robić za prywatnego ochroniarza- prychnąłem.
- Więc nie gadaliście?
- Nie.
- Co zamierzasz z tym zrobić?- spytał po chwili milczenia.
- Nie wiem, Dziku.
Znów cisza. W końcu ją przerwałem.
- Będę dalej próbował. Nie mam wyjścia. Muszę jej wyjaśnić… Tylko, że ona kurwa mać zawsze z kimś jest. Wszyscy są teraz przeciwko mnie- westchnąłem.- Nie wiem, cholera.
- Spróbuję ci pomóc, jak nic nie wymyślisz- uspokoił mnie.
- Niby jak?- prychnąłem.
- Zobaczymy… Mam kilka scenariuszy.
- Aż się boję- przyznałem.
- Spokojna twoja rozczochrana! Masz tydzień. Jak nie, ja wchodzę do akcji- zdecydował. – A teraz się uspokój i nie rób głupstw.
Westchnąłem i się rozłączyłem.
Schowałem komórkę do kieszeni dżinsów. Przez chwilę stałem wpatrując się w miejsce, gdzie Ania odeszła.
Jak ja z nią pogadam? Czemu to wszystko musi być takie trudne…
W złości kopnąłem kamyki na chodniku. Obróciłem się wkurzony na siebie i szybko przeszedłem przez park. Czuję się głupi, niezdarny i bezradny. Nic nie mogę zrobić. Ale cały się rwę do prawdy. Prawdy, która znów połączy mnie i Ankę. Tak cholernie za nią tęsknię…

Nienawidzę Aśki. Nienawidzę siebie.

Wsiadłem do autobusu i dwa przystanki dalej wysiadłem. Od razu skierowałem się do swojego mieszkania. Gdy stanąłem w drzwiach, z kuchni wyszła Majka.
- I jak?- spytała, choć dobrze wie, jaka będzie odpowiedź. Widać to po mojej minie.
Wzruszyłem tylko ramionami. Łzy cisną mi się do oczu, ale zaciskam szczękę i pięści. Dzięki temu nie płaczę. Zdjąłem buty i poszedłem do salonu.
- Gdzie mała?
- Śpi.
Kiwnąłem głową. Wyjąłem z szafki w przedpokoju ręcznik i otworzyłem drzwi do łazienki. Stanąłem na progu. Lekko przekręciłem głowę do mojej kuzynki, ale nie spojrzałem jej w oczy.
- Śpij z małą w sypialni. Ja zajmę kanapę.
Potem zamknąłem się od środka w łazience i puściłem wodę w kabinie.


Anka.
Łzy nie chciały przestać lecieć. Nawet nie fatygowałam się, żeby je ścierać z policzków. Gbrysia ciągnęła mnie siłą za sobą. Ale ja nie mogę… Nie mogę iść. To jest zbyt dużo dla mnie. Muszę… muszę usiąść.
- Anka!- wrzasnęła Gabrysia i zatrzymała się przede mną. Mocno mną potrząsnęła.- Weź się w garść! Przestań ryczeć!
Czy ona myśli, że to jest takie proste? Czy uważa, że robię to specjalnie? Nie rozumie, jak bardzo to boli, a łzy same płyną. Nie rozumie…
- Ankaa!- znów mną potrząsnęła i zmusiła do spojrzenia jej w oczy.
Byłam ledwo przytomna. Chcę znów się położyć na mojej kanapie i spać. Nie chcę już myśleć. Chciałabym umrzeć…
- Do jasnej cholery!- ryknęła, aż się wzdrygnęłam.- Natychmiast się uspokój. Aniu… wiem, że to trudne. Ale musisz przestać. Myślenie o nim, i o tym, jak cię skrzywdził, bardziej ci zaszkodzi.
Nie, nie wiesz… Nie masz pojęcia, jakie to trudne!
- Co mi mówiłaś piętnaście minut temu?- spytała i nie oczekując odpowiedzi, odpowiedziała:- Powiedziałaś mi, że mam zapomnieć. Mam ułożyć sobie nowe życie. Nie rozdrapywać starych ran. I chyba ty też tak powinnaś, nie uważasz? Nie możesz ciągle płakać prze niego.
Widzę w jej oczach spokój. Intensywnie się we mnie wpatruje.
- Wiem- odpowiedziałam słabo.
- A teraz chodź.
Chwyciła mnie za rękę i przeprowadziła przez ulicę. Potem doszłyśmy do naszego mieszkania. Ściągnęłam buty i byle jak zostawiłam w korytarzu, nie fatygując się aby je poprawić. Weszłam do łazienki i się w niej zamknęłam. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie.
Wyglądam okropnie. Moje włosy są potargane, oczy napuchnięte, szkliste i czerwone policzki. Chwyciłam szczotkę i szybko doprowadziłam czarne kosmyki do porządku. Następnie ochlapałam twarz zimną wodą. Jednak to nic nie dało. Nadal wyglądam koszmarnie. Chwyciłam ręcznik i namoczyłam kawałek. Potem przyłożyłam mokrą część do zamkniętych powiek. Po pięciu minutach stwierdziłam, że jest lepiej. Wyszłam z łazienki i weszłam do salonu. Gabrysia spojrzała na mnie z troską i strachem w oczach. Uśmiechnęłam się smutno i usiadłam obok niej na kanapie.
- Oglądamy coś?- zapytałam z udawanym entuzjazmem.
Ale przyjaciółka nie dała się nabrać.
- Wiem, że to boli.- Położyłam nogi na siedzeniu i skrzyżowała, patrząc na mnie uważnie.- Jednak na twoim miejscu zakończyłabym tę sprawę. Rozumiem, że nie jesteś gotowa…
Zmarszczyłam brwi i usiadłam naprzeciwko niej w takiej samej pozycji, jak ona przed chwilą.
- Do czego zmierzasz?- podniosłam brwi.
Oblizała nerwowo wargi.
- Wiem, że nie jesteś gotowa, ale uważam… uważam, że powinnaś z nim porozmawiać. Inaczej on nie da ci spokoju.- Podniosła ręce, gdy chciałam się odezwać.- Widziałam to dzisiaj. W jego oczach. On…
- Nie chcę o nim słyszeć- powiedziałam cicho zwieszając głowę.- Wystarczy, że nie mogę przestać o nim myśleć.
- Aniu… on dzisiaj był załamany. Ta determinacja… - pokręciła głową z niedowierzaniem.- Nie tak zachowuje się człowiek, który oszukał i wykorzystał dziewczynę. Jemu na tobie zależy.
- A ty co?!- wybuchłam.- Teraz jesteś po jego stronie?! Bronisz go!- wpatrywałam się w nią w szoku.- Stałaś się jego… adwokatem?! Gabryśka, słyszysz co ty gadasz?!
- Uspokój się!- zaprotestowała surowo.- Oczywiście, że go nie bronię. Sugeruję tylko, że powinnaś z nim pogadać…
- Nie potrafię. Ja…
- … pomogę ci.
Podniosłam głowę i napotkałam jej wzrok. Mówiła szczerze, z determinacją.
- Będę z tobą, gdy tylko zdecydujesz. Nie zostawię cię w takiej chwili, chyba… chyba że tego będziesz chciała- wzruszyła niby obojętnie ramionami.
Wyprostowałam się.
- Naprawdę?
Skinęła głową. Uśmiechnęłam się do niej. Tak zwyczajnie.
- Dziękuję.- Szepnęłam w jej włosy, przytulając.- Jesteś prawdziwą przyjaciółką.
- No, raczej nie z porcelany- zachichotała.- Nie ma sprawy.
Długo jeszcze trwałyśmy w tym uścisku. W końcu postanowiłyśmy obejrzeć jakiś film na Polsacie.


Zbyszek.
Rano przyjechał po dziewczyny mąż Majki. Chyba postanowili odwiedzić moich rodziców, ale nie zdradzili do końca planów. Jak tylko zostałem sam, włączyłem na fula muzykę. Założyłem luźne spodnie dresowe i biały podkoszulek. Siadłem na dywanie w salonie i zacząłem robić brzuszki. Może dzięki pracy fizycznej nie będę myślał o wczorajszym.
Kiedy kończyłem osiemdziesiąt, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kurwa- zakląłem.
Zamknąłem oczy i położyłem się na dywanie w nadziei, że ten ktoś, kto się dobija do moich drzwi, odejdzie. Marzenia. Westchnąłem ciężko i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je.
- Zbychu! No, wreszcie otworzyłeś…
- Igła? Co ty tutaj robisz?- zdziwiłem się.
- Może wpuścisz, dobrego kolegę do środka?- uniósł jedną brew
- A coś ważnego? Bo jestem trochę zajęty…
Może to zabrzmiało niegrzecznie. Wszedł bez zaproszenia.
- A czy ty myślisz, że ja przyszedłbym do ciebie w głupiej sprawie? Przez te wszystkie lata, jeszcze mnie nie poznałeś?
- Wiesz, pojęcie „ważne” dla każdego z nas jest inaczej interpretowane- odpowiedziałem zamykając drzwi i podchodząc do niego.
Ściszył muzykę.
- Czy ty coś sugerujesz?- podparł się pod boki.
- Tylko tyle, że dla ciebie „ważne” jest np. układanie włosów i przez to wkurwianie innych dookoła, bo nie możesz wyjść z łazienki, chociaż lustro jest też w drugim pomieszczeniu.
- Czyli nadal będziesz mi ten incydent wypominał. Do końca życia?- zrobił głupią minę.
- Serio przyszedłeś gadać ze mną o głupotach? Jeżeli tak, to nie mam ochoty na pierdolenie.
- Nie. Przyszedłem zaprosić cię na grilla.
Usiadł na mojej kanapie rozkładając ręce na oparciu i zakładając łydkę na kolano.
- Nie patrz na mnie, jakbym był z innej planety- przewrócił oczami.- Pomyślałem, że może byś chciał się zabawić, napić wina z kumplami.
Spojrzałem na niego nieufnie.
- Kto będzie?
- Iwona, Piter, Kosa… dzieci jadą na weekend do mojej mamy, więc trzeba korzystać- wyszczerzył się.
- Nikt więcej?- upewniłem się, choć miałem nadzieję na przyjście Anki…
Pokręcił przecząco głową.
- To jak? Będziesz? Sobota, godzina osiemnasta. Podobnież ma być ciepło.
- Może wpadnę- wzruszyłem ramionami.
Nie był zachwycony moim niezaangażowaniem. Wstał i patrzył na sufit, ściany, byle nie na mnie.
- Zibi… jak się trzymasz? Znaczy wiesz… Ja… No po prostu…
- Jest okej, Igła.
- Gadaliście?
- Nie.
Westchnął zrezygnowany, ale czułem błysk w jego oku. Widziałem.
- Dobra, to ja spadam…- wymamrotał.- Obiecałem Iwonce, że skoszę dzisiaj trawę w ogrodzie.
- Dzięki za zaproszenie.
- Nie ma sprawy. To do soboty!
- Trzymaj się.
I zamknąłem za nim drzwi.
Sobota już pojutrze. Ale nie chce mi się tam iść. Gdyby była tam Ania… Ale nie mogę oddzielać się od przyjaciół!
Pójdę tam i będę się świetnie bawił.


Anka.
„Grill. U mnie. W sobotę. O 18.00.”
Przeczytałam dwa razy. Igła zaprosił mnie na grilla. W sumie, czemu nie? Mam nadzieję tylko, że nie będzie tam Zbyszka. A znając ich miłość do siebie, jest duże prawdopodobieństwo, że on tam będzie.
„Ile będzie osób?”- odpisałam szybko.
Po minucie przyszedł sms.
„6. Max 7. Przyjdź, będzie fajnie!”
Westchnęłam.
„Przyjdę z Gabrysią. I jeszcze jedną osobą…”
„Okej. TO DO SOBOOOTY! ;*”
Pokręciłam głową.
- Z kim tak konwersujesz?- zainteresował się Michał, który jak co dzień przyszedł do mnie o 10.00.
- Ignaczak zaprasza nas na grilla- zakomunikowałam.
- Nas?- pyta podnosząc brwi.
- Tak. Gabrysię, ciebie i mnie. Bądź gotowy w sobotę na 18. Masz ochotę iść, prawda?- zatrzepotałam rzęsami.
- Nie potrafię oprzeć się twojemu urokowi, słoneczko.
Zachichotałam i wzięłam kolejną maślaną bułeczkę. Będzie fajnie. Tak stwierdził Igła.
Będzie. Bo nie pójdę sama. Uśmiechnęłam się, zapominając o Zbyszku.
 Musi być dobrze. Z Miśkiem – zawsze.




-----------------------------------------------------------------

Cześć ;)
Musicie mi wybaczyć, że nie dodałam wczoraj - jak obiecałam. Nie było mnie w domu do późna. Przepraszam.
Tyle razy to słowo słyszycie... Ale mam nadzieję, że rozumiecie :)

Buziaki ;**

6 komentarzy:

  1. No oczywiście, że rozumiem ;> nie masz za co przepraszać ;> no rozdział po prostu bajeczny *_* Gabi jaki bodyguard xD Dzik i jego niecne plany? Już się nie mogę doczekać wcielenia ich w życie xD ciekawe co wymyślił ;>
    Grill u Igły - tam to się będzie działo ;> tylko po co ona tam bierze Michała??? Denerwuje mnie ten typ.... Krzysiek Bartmanowi wyliczył 4 gości, Ance 7 to jestem ciekawa ile będzie naprawdę xD
    Tak niecierpliwie czekam na następny, a niestety będę mogła przeczytać go dopiero za tydzień... Brak dostępu do świata będę miała przez tydzień, także nie pomyśl sobie, że o tobie zapomniałam czy coś takiego w weekend wszystko nadrobię ;>
    Ściskam mocno, buziaczki ;***
    zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
    P.S. Nowy u mnie postaram się dodać jeszcze jutro rano, tylko nie wiem czy będę miała jak Cię poinformować ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Czekam na Twój rozdział z niecierpliwością! ;p

      Usuń
  2. O boże... Oby w następnym się wszystko wyjaśniło..://
    Kurde ja to jestem dziwna xD pisze tak odkąd się pokłócili pod kazdym rozdziałem xD haha :D
    No nieważne. rozdział jak zwykle cudowny.
    Czekam na następny! :**

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku, jejku, jejku.. xd po prostu nie mogę się doczekać, aż w końcu porozmawiają. ;) ale rozdział genialny, jak każdy. ;) czekam na next'a :3

    OdpowiedzUsuń