- Czego tutaj szukasz!- fuknęła Gabi.
Wyglądała jak przestraszony i broniący mnie całym ciałem, wielki kocur.
- Spokojnie, przyszedłem pogadać.
- Dasz jej spokój?! Już dość namieszałeś…
- Gabi, uspokój się.- Pociągnęłam ją za ramię.
To prawda, że bolał mnie jego widok. Ale ona nie musi mnie bronić. Poradzę sobie. Już dość wszystkim namieszałam przez ostatnie dni… a może tygodnie? Teraz to ja się zatroszczę o nich.
- Spokojnie- powtórzyłam i posłałam porozumiewawczy wzrok. Potem zwróciłam się do chłopaka.- Co chcesz?
- Chciałem… chcę z Tobą porozmawiać. Możemy? W cztery oczy.
Kiwnęłam głową, na co moja przyjaciółka się zbulwersowała.
- Nie zostawię cię z nim samą! Jeszcze ci coś zrobi i…i...
- Gabrysia, dam sobie radę. Możesz nas zostawić samych?
Poprosiłam i modliłam się w duchu, żeby się uspokoiła. Jeszcze trochę i z pewnością by go pobiła. Mierzyła nas wściekłym i czujnym okiem. W końcu westchnęła.
- Dobrze. Idę do mieszkania.
Zmroziła go wzrokiem, a mnie posłała uśmiech.
- Jak coś, to wołaj.
Kiwnęłam głową. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, obróciłam się w jego stronę. Staliśmy na klatce schodowej.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać, Michał?
Podszedł bliżej i spojrzał mi w oczy.
- Tak na prawdę… to chciałbym cię przeprosić. Nie powinienem wtedy… no wiesz…- zmieszał się.
Ale czułam, że mówi szczerze.
- Nie gniewam się.
Kiedy chciałam go minąć, zobaczyłam jego minę. Widocznie nie wszystko jeszcze powiedział.
- Słucham. Coś jeszcze?
Zrobił się czerwony na twarzy, co rzadko się zdarzało.
- Widzisz… ten pocałunek… miałem nadzieję, że może… może możemy wrócić do siebie…
Trafiło to do mnie jak torpeda. Oczywiście, że mnie zaskoczył. Niedawno rozważałam takie wyjście, ale wciąż nie mogłam się pozbierać. Nadal go kocham. A jednak…
- Czy… istnieje choć cień szansy, że mi wybaczysz i wrócisz do mnie?- zapytał z powagą, patrząc w moje oczy.
- Misiek…
- Nie! Wiem, wiem… rozumiem. Nie musisz nic mówić. To było głupie i…
- Po prostu musisz zrozumieć. To co było między nami, nigdy nie powróci. W jakimś sensie nadal bardzo cię … lubię. Ale nic więcej. Nic poza przyjaźnią.
Kiwnął głową ze zrozumieniem.
- W porządku. Rozumiem…
Odwrócił się i poszedł.
Ja natomiast wkroczyłam do mieszkania i drzwiami uderzyłam Gabrysię. Podsłuchiwała. Ale w sumie nie jestem na nią zła, bo zrobiłabym dokładnie to samo.
Gabrysia posłała mi porozumiewawcze spojrzenie i poszła do łazienki.
***
„Właśnie nawet w tej chwili ma przy sobie komórkę i wyczekuje sygnału od ciebie.” Te słowa nie dają mi spokoju. Czyżby on na serio czekał aż zadzwonię? Może powinnam… ale tak przez komórkę?! To kiepski pomysł. Serce nadal mnie boli.
Nie mogłam zostać sama z tymi myślami. Przebrałam się więc w dresy i bluzę. Naciągnęłam mocno kaptur na głowę.
- Hej! Gdzie idziesz?!- zawołała jeszcze za mną Gabrysia.
Ale nie odpowiedziałam. Pobiegłam truchtem do autobusu. Ten zawiózł mnie na miejsce. Szybko przemknęłam przez ciemną uliczkę i usłyszałam głośną muzykę. Śmiało weszłam do środka i usiadłam przy barze. Jak zwykle mój kelner mnie zauważył.
- O… któż to się zjawił? Toć to najpiękniejsze stworzenie od bardzo dawna…
Zaśmiałam się.
- Skoro tak sądzisz… nie będę się kłóciła.
- Skromna jak zawsze! No, ale… co byś chciała? Raczej się napić, potańczyć czy zwierzyć?
- Hm. Chyba wszystkiego po kolei- mruknęłam.
Oparł się łokciami o bar i spojrzał uważnie. W tle grała jakaś piosenka Pitbulla.
- Problemy z chłopakiem- zgadywał.
- A nawet dwoma.
Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Masz tak skomplikowane życie miłosne, że gdybym nie był tym kim jestem, już dawno bym się pogubił.
- To wyobraź sobie jaki ja mam mętlik w głowie…
Zamyślił się, a po chwili poszedł na zaplecze. Wrócił za jakąś butelką w ręce i tajemniczą miną.
- Co to takiego?- zaciekawiłam się.
- To-moja droga Aniu, jest lek na mętlik w głowie.
Prychnęłam śmiechem, ale on patrzył na mnie z powagą. Wziął spod baru jakiś kieliszek i nalał płynu. Przez szkło wydawał się ciemno niebieski, ale teraz zauważyłam, że jest zielony.
- Nie otruję się?- spytałam, gdy podał mi to „coś”.
- Nie wiem. Jak na razie tylko ja tego próbowałem. A żyję, więc chyba nic ci nie grozi- uśmiechnął się.
Patrzyłam podejrzliwie na trunek i się uśmiechnęłam. Przypomniała mi się sytuacja w Spale. Siatkarzom nie wolno było pić alkoholu, przynajmniej nie dużo i nie przed meczami. Jednak Kurek to zignorował i wypił piwo. Zasnął na moim łóżku. Sytuacja nie miała żadnych konsekwencji, trener nigdy się nie dowiedział. Ale obraz Zbyszka, który śmiał się z Bartosza wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Co cie tak bawi?- wyrwał mnie z zamyśleń barman.
- Nic, nic... ma „to” jakąś nazwę?
- Jeszcze nie. Pierwsza tego próbujesz. To miał być tan specjalny alkohol na twoją cześć!
- Naprawdę? Dziękuję.
I wypiłam zawartość. Okazała się być bardzo dobra! Trochę słodyczy, odrobina goryczki… Idealna dla mnie. Wtedy podzieliłam się z nim moimi problemami. Wiedziałam, że tylko on będzie potrafił mi pomóc. I się nie myliłam.
- Zastanów się, czego chcesz. Czego oczekujesz. I jak bardzo ci na nim zależy.
Kiwnęłam głową. Barman obsłużył kilu innych klientów. Wrócił i pogadaliśmy jeszcze chwilę. W końcu wyszłam. Założyłam z powrotem kaptur na głowę i zaczęłam biec na przystanek. Gdy czekałam pod daszkiem na stopie, zaczęło kropić. Zaklęłam w duchu. Stałam oparta o ściankę. Nagle ktoś mnie zawołał. Obróciłam się.
- Piotrek? A co ty tutaj robisz?- uśmiechnęłam się.
Coraz częściej mi się to zdarzało.
- Byłem w mieście załatwić kilka spraw… a ty?
Cichy pit stanął obok z zatroskaną miną.
- Wszystko dobrze- uspokoiłam go. – Jedziesz autobusem? A gdzie ten twój piękny samochód?
- Zepsuł się. Coś w skrzyni biegów… musiałem go odholować do mechanika.
- Bidoku… gdybym miała auto to bym cię odwiozła. A tak? Musimy moknąć na dworze jak zmokłe kury- zażartowałam.
- Zaraz przestanie.
Gdy nadjechał wyczekiwany przez nas autobus, szybko wsiedliśmy. W środku było mało osób, więc poszliśmy na same tyły. Uparł się, że odprowadzi mnie pod same drzwi mieszkania. Przez myśl przeszło mi, że Gabi wynajęła go specjalnie po to. Ale szybko się ulotniło. Gdy go o to zapytałam, udawał głupka.
- No co ty! To już nie można koleżanki pod dom odprowadzić?
Fakt. Może jestem zbyt podejrzliwa. Pożegnaliśmy się i weszłam do środka. Zaproponowałam mu, żeby wszedł na herbatę. Ale odmówił. Więc sama z gorącym kubkiem usiadłam przed TV.
***
Nie mogę się skupić na oglądanym przeze mnie teleturnieju. Gabrysia poszła do Grześka. Wciąż po głowie chodzą mi słowa Igły i mojego Barmana. Jeżeli teraz się nie zdecyduję, będę żałowała tego do końca życia. Zbyszek nie będzie na mnie czekał wieczności, chociaż już kiedyś na samym początku naszego związku stwierdził, że mógłby czekać na mnie, pod warunkiem, że będę z nim do końca świata. Wiem, co mam zrobić. I czuję potrzebę jego dotyku. Potrzebuję go. Jego ust na moich ustach, jego rąk na moim ciele, tych oczu, które tak cholernie kocham...
Natychmiast się zerwałam. Przetarłam dłonią oczy i wparowałam do sypialki.
Otworzyłam szafę i zaczęłam szybko przeglądać ciuchy. Gdzie do jasnej cholery
są moje spodnie?! Wybiegłam na korytarzyk. Rozejrzałam się i wpadłam do łazienki. Otworzyłam kosz na brudne ciuchy i zaczęłam przebierać.
Jest. Znalazłam. Przeszukałam kieszenie. W prawej była kartka, którą dał mi Igła. Boże, jak dobrze że jednak ją zatrzymałam!
Znów podbiegłam do korytarza. Założyłam czystą bluzę i teraz w ekspresowym tempie wkładałam adidasy. Porwałam klucze i wybiegłam z mieszkania, zamykając go w pośpiechu.
Jezu, mam nadzieję że zdążę… Muszę…
Łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili spływały po policzkach. Biegłam szybko w stronę ulicy, którą zapisał mi Krzysiu. Będę musiała mu podziękować. Ale teraz czeka mnie długa trasa do pokonania…
***
Muszę wszystko naprawić. Wszystko. Jak na razie tylko niszczyłam.
Czy Zbyszek mi przebaczy?
To zdanie odbijało się echem w mojej głowie aż do bloku. Jak się okazało były to mieszkania z apartamentami. I jestem pewna, że on ma jeden z nich. Zdyszana stanęłam przed wejściem. Oparłam dłonie na kolanach i się schyliłam, żeby uspokoić oddech. Wyciągnęłam kartkę. Przeczytałam resztę informacji. Nadal cicho płakałam. Nie mam pojęcia, czy on mi wybaczy. Czy chciałby znów ze mną być, po tym jak go potraktowałam. Istnieje cień szansy że on nadal mnie kocha…
Akurat ktoś wychodził, więc przytrzymałam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Nie musiałam dzwonić na domofon.
A jednak się bałam. „Nie jestem warta jego miłości.”- Myślałam wchodząc do windy. Czułam, że tusz do rzęs rozmazał mi się przez słone łzy. Nie przejmuję się wyglądem. Najważniejsze to się dowiedzieć, czy Zbyszek nadal mnie chce.
Winda zatrzymała się na dziewiątym piętrze. Podeszłam z bijącym szybko sercem do drzwi z numerem 26. Podniosłam rękę by zapukać. Ale tego nie zrobiłam.
„Co ja robię?! Znów chcę spieprzyć życie kolejnemu facetowi!”Hej! Ale to przecież oni zawsze psuli moje życie! ,,Jednak Zbyszek mi pomógł."
„Ale jeżeli on będzie chciał… muszę to wiedzieć.” I zastukałam trzy razy.
Podeszłam i zastukałam trzy razy. Było strasznie cicho. Wydawało mi się, że tylko głośne jest kołatanie mojego serca w piersi.
Po kilku minutach nic się nie działo. Pewnie śpi. Albo wie, że to ja i nie chce mi otworzyć. Bo nie chce mnie widzieć. Obydwie wersje są bardzo prawdopodobne. Spojrzałam na zegarek. Jest 22.37. Nie możliwe, żeby spał. A może jednak? Czekałam jeszcze minutę. I gdy nic się nie działo, odwróciłam się na pięcie aby odejść. Łzy znów leciały.
- Wiedziałam, że on mi nie wybaczy… więc po co tutaj przyszłam?- szepnęłam zła na siebie.
- Bo mnie kochasz- odezwał się piękny głos za moimi plecami.
Zamarłam. Zamknęłam oczy, żeby jeszcze kilka razy usłyszeć ten baryton w mojej głowie. Moja wyobraźnia płata mi figle! Westchnęłam.
- Idiotka- wkurzyłam się.
- Wcale nie jesteś idiotką.
Otworzyłam z wrażenia usta. No… albo całkowicie ześwirowałam i mój mózg jest perfekcjonistą w oszukiwaniu mnie samej, albo… Odwróciłam się w stronę drzwi.
Stał tam wysoki brunet z zielonymi, kocimi oczami, patrzącymi na mnie z miłością. Czyżby? Czy to jest miłość? Czy to też mi się wydaje? Uśmiechał się lekko.
- Zbyszek…- szepnęłam. Chciałam podejść, przytulić go, całować… W jednej chwili się uśmiechnęłam, ale potem mój uśmiech zgasł.- Przepraszam, nie powinnam cie była budzić…
Faktycznie go obudziłam! Był w czarnym, opinającym się na jego klatce piersiowej podkoszulku i szarych, luźnych dresach.
- Nie obudziłaś mnie…
Kłamał. Wiem, że kłamał. Czuję to. On nie potrafi mnie oszukać w takiej sprawie. Poza tym jego włosy były w nieartystycznym nieładzie. Serce biło mi tak szybko, że bałam się że mi wyleci. Jego widok przyprawił mnie o dreszcze na całym ciele. Oto stoi przede mną bóstwo.
- Dlaczego przyszłaś?- spytał niby to obojętnie. – Wejdź.
Zaprosił mnie gestem do środka. Weszłam. Nie rozglądałam się, nawet nie zwracałam uwagi na nowe mieszkanie siatkarza. Cały czas mam w głowie myśli, że go straciłam już na zawsze.
- Zbyszek…- zaczęłam, gdy zaprowadził mnie do salonu (dużego salonu!) i stanął ze mną na środku.- Przyszłam tutaj bo muszę coś załatwić. Muszę cię o coś spytać.
- Dlaczego płaczesz?- spytał, podchodząc bliżej.
Ujął mnie pod brodę i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Nie mogę nie płakać, wiedząc że cię straciłam- szepnęłam szczerze.
Nawet nie wiedziałam, że nadal łzy spływają mi po policzkach. Wytarł je swoja dłonią. Po czym się odsunął.
- Zbyszku… tak bardzo mi przykro! Nie chciałam… przepraszam.
Te słowa w tym momencie stały się dla mnie takie puste i zbyt proste. Banalne. Chciałam krzyczeć, ze jestem idiotką.
- Nie przepraszaj mnie, Aniu- moje imię wypowiedział tak miękko… tylko w niektórych sytuacjach tak je wymawiał.- To ja powinienem cie przeprosić. Jestem głupcem, że pozwoliłem na to, co się stało. Powinienem teraz klęczeć przed tobą- i wykonał to, co powiedział, chwycił moją dłoń i patrzył z bólem.- klęczeć i błagać. Wybacz mi, proszę…
W pierwszej chwili zamarłam.
- Zbyszku, ja wiem… Wiem wszystko! Rozumiem, co się stało. Tylko… dlaczego… wciąż nie mogę zrozumieć, jak ta kobieta mogła cie tak skrzywdzić? Nie przepraszaj mnie. To ja muszę… Wstań, proszę.
Wstał.
Zamknął mi usta pocałunkiem. Tym razem nie był to niewinny całus, którym niegdyś mnie obdarowywał. To było jak rozpalone ognisko. Tęskniłam za nim. Wsunął jedną rękę w moje włosy, drugą trzymał na moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz. Nie było mi zimno. To raczej z … pożądania. Miłości tak wielkiej, że aż nieprawdopodobnej. Wiedziałam, że i on tak zareagował na mój dotyk.
Odsunęłam się.
- Wiem, że ty też masz do mnie pytania…
Kiwnął głową.
- Czy ty i Michał… Jesteście razem? To na imprezie u Igły...
- Nie. I nigdy już nie będziemy… Kocham go jak przyjaciela. A moje serce i ja cała należę do ciebie.
Podniósł opuszczona głowę i spojrzał na mnie. Miał tak ciepłe spojrzenie… Jego wzrok prześlizgiwał się po moim ciele, a od tego zrobiło mi się gorąco. Podszedł i chwycił moje dłonie w swoje. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Nigdy z nikim nie czułam się tak, jak z Tobą- wyznałam.- A teraz staję się coraz bardziej uzależniona. Od ciebie. I wiesz? Boję się tego.
Pogłaskał mnie po policzku.
- Ja tez się boję. Ale pragnienie bycia z tobą jest silniejsze od tego strachu, od obawy i od tych wszystkich chorych rzeczy, które gdzieś tam na nas czyhają. Jest silniejsze od wszystkiego. I nie mam zamiaru z tym walczyć. Po prostu muszę być z tobą, Aniu. Jesteś moim narkotykiem.
Podszedł jeszcze o krok. Teraz nasze ciała były bardzo blisko siebie, niemalże się stykały. Podniosłam lekko głowę, żeby lepiej go widzieć. Położyłam dłonie na na jego klatce piersiowej. Czułam, jak szybko i mocno bije mu serce. Nie potrzeba było więcej słów, żeby okazać to co czuliśmy do siebie. Nasza miłość była tak silna, że nawet jeżeli teraz po pokoju przeszłoby tornado, nawet tego byśmy nie zauważyli.
Nachylił się, chwycił w dłonie moją głowę i pocałował. Znów dreszcze emocji. Czułam, jak przepełnia mnie radość. Po tak długiej rozłące, znów jesteśmy razem. Znów się kochamy. Choć nigdy nie przestaliśmy.
Jego ręka powędrowała na moje biodro. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. To podziałało. Nagle cały świat przestał istnieć. Zapomnieliśmy o tym, co było jeszcze kilkanaście minut temu, jak bardzo baliśmy się uczuć. Teraz jesteśmy tyko my. Ja i on. On i ja. Jako jedność. Zauważyłam z beztroską, że czuję się bardzo bezpiecznie w tym momencie. Wiem, że obroniłby mnie tutaj, w tej chwili przed całym światem i nie pozwolił skrzywdzić.
Chwycił mnie w ramiona nie przerywając pocałunku. Dotknął delikatnie zapięcia mojej bluzy. Widząc, że się nie opieram i że podjęłam decyzję, rozsunął ją. Spadła na podłogę. Oderwał na chwilkę wzrok od moich oczu i spojrzał na moje ciało. Byłam w samym czarnym staniku. Potem znów mnie całował idąc przodem, a ja tyłem do jakiegoś pomieszczenia. Zapewne sypialnia. Nie rozglądałam się, czułam tylko jego pocałunki. Tak bardzo brakowało mi jego ciepłych warg… Chwyciłam jego czarna podkoszulkę i ją zdjęłam. Rzuciłam, nawet nie wiem gdzie wylądowała. Jego dłonie przesuwały się po moich plecach, łopatkach, ramionach. Rozgrzewał mnie swoim dotykiem. Czułam, że znów płaczę. Ale tym razem ze szczęścia. Każda jego pieszczota była dla mnie czymś więcej niż tylko przyjemnością. Popchnął mnie lekko i wylądowałam na miękkim łóżku. Teraz nic oprócz niego się nie liczy. Zanim całkowicie pozbyliśmy się ubrań, spojrzał na mnie z powagą.
- Jesteś tak piękna, że aż mnie to boli.
Ściągał moje spodnie i bieliznę. On sam nie miał już nic na sobie. Patrzył mi w oczy i szepnął.
- Już dawno chciałem zapytać… wyjdziesz za mnie, Aniu?
Zatkało mnie. Przysięgam, że usłyszałam gdzieś w tle chór śpiewający Alleluja z oratorium Handla. Nie wiedziałam co powiedzieć… Ale nie musiałam. Widział to w moich oczach. Pocałował mnie namiętnie. Jeździł rękami po moim nagim ciele, ja swoimi dłońmi dotykałam jego umięśnionego torsu. Nasze ciała się złączyły. Plątały w dzikim tempie. Przywarł do mnie całym ciałem. Można by rzec, że nie miałabym czym oddychać. Nie ma przestrzeni między nami. Ale mi to nie przeszkadzało. Chciałam być jak najbliżej niego. Żeby już nic nas nie dzieliło. On jest moim powietrzem, którym oddycham. To jego przez te tygodnie mi brakowało. A teraz jesteśmy razem. Zawładnęło nami pożądanie. Ale nie tylko to. To nie było zwykłe „ja chcę i już”. Coś raczej w stylu: „Kocham cie i muszę, bo tylko ty mi zostajesz na tym świecie…”.
- Tak…- szepnęłam w odpowiedzi na zadane mi wcześniej pytanie.
Uśmiechnął się i znów całował moje usta, ramiona, dekolt, brzuch…
W końcu opadł obok mnie. Nasze ciała nadal były splątane ze sobą. Trzymał mnie w ramionach. Dzięki temu nie było mi zimno. Głaskał moje plecy, a ja dotykałam każdego fragmentu jego twarzy.
- Dziękuję, że się zgodziłaś- szepnął w moje włosy.
- Nie mogłabym powiedzieć-nie. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham...
----------------------------------------------------------------
Hej ;a
I jak? Może być? Starałam się. Chociaż i tak moim zdaniem mogłam lepiej to napisać... Ale cóż. Musicie to przeżyć.
Chora jestem na koniec wakacji. Złapałam anginę. Znowu :/
Po protu super! -,-
Dziękuję za ponad 34.000 wyświetleń! Jesteście wspaniali <3
Buziaki ;**
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! <3 aaa, jest, jest, jest! pogodzili się, tak długo na to czekałam. ^^ fantastycznie. :3 a co do Twojego pytania, nowy rozdział na moim blogu pojawi się jeszcze dzisiaj. ^^ pozdrawiam gorąco. ;**
OdpowiedzUsuńCzyli nie muszę długo czekać! <3 Dzięki za informację ;p
UsuńPozdrawiam ;*
TAK! TAK! TAK!! ALLELUJA!
OdpowiedzUsuńNareszcie! Było warto tyle czekać! Po prostu łzy w oczach! :')
Jesteś świetna! Kocham tego bloga! ♥
Bardzo się ciesze, że sytuacja z Michałem wyjaśniła się do końca! Nie no w ogóle to you made my day :)
Cieszę się :D
UsuńDziękuję ;*
Zajebiściee...:* Przepraszam Cie że nie komentowałam wcześniej ale były małe kłopoty z internetem . :/ Lecz czytałam na telefonie.
OdpowiedzUsuńAle ten rozdział jest zajebisty. I ten fragment przed jego drzwiami CUDOOOO..!!
Ciesze się że w końcu się pogodzili.
Zdrowiej szybko. :) I powodzenie w nowej szkole :)
Buziaki. :*
PS: Zapraszam do siebie. :)
http://niebujajtaprosze.blogspot.com/
Cieszę się, że się podoba :)
UsuńDzięki :)
Buziaki ;**