Rano obudziłam się z głową na jego piersi. Spojrzałam na niego. Spał słodko z lekkim uśmiechem. Słońce znów zaczęło świecić po wczorajszym deszczu. To tak, jakby mój humor. Dziś jestem cholernie szczęśliwa. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie odgarnąć mu włosów z twarzy. Niestety, tan nieznaczny ruch go obudził. Widząc mnie, uśmiechnął się jeszcze szerzej, pokazując przy tym szereg białych zębów.
- Cześć, kochanie.
- Cześć.
- Wyspałaś się?
- Było mi wygodniej niż przez te wszystkie noce spędzone samotnie.
Zaśmiał się bezgłośnie. Nagle zaburczało mi w brzuchu.
- Co byś chciała na śniadanie po tak wyczerpującej nocy?- poruszył śmiesznie brwiami.
- Wszystko, byle tylko z twoich rąk.
Wstał, założył wczorajsze, szare dresy. Wrócił się, klęknął przy mnie i pocałował delikatnie. Potem poszedł w jakimś kierunku. Westchnęłam. Rozejrzałam w poszukiwaniu mojej bluzy. Leżała kilka metrów ode mnie, pod niskim stoliczkiem. Chwyciłam ją i podniosłam. Była brudna i spocona po wczorajszym biegu. Rozejrzałam się.
Teraz dopiero zwróciłam uwagę na pomieszczenie w jakim jestem. Bo jak był ze mną Zbyszek nie mogłam dostrzec innego piękna, oprócz niego. Całkiem przestronnie. Duże okno, wychodzące na tył bloków. Widać było park. Ściany w zielonym odcieniu z białym sufitem. Miękki dywan pod moimi nogami, prawie jak masaż! Biało-brązowe ściany i wielkie łóżko zajmowały dużą część pokoju. Okazało się, że tutaj jest mały balkon z metalowym stolikiem i trzema krzesłami, wyłożonymi miękkimi poduszkami. W kącie stał jakiś wielki, zielony kwiatek. I szafa. Otworzyłam ją. Zdziwiłam się, że był tam porządek. Wszytsko poukładane. Nie typowo pedantycznie, ale schludnie. Wyjęłam jego koszulkę reprezentacyjną i założyłam. Po drugiej stronie pokoju były kolejne drzwi. To była ładna, typowo męska łazienka. Weszłam do salonu. Tutaj również było duże okno.
Duży telewizor plazmowy wisiał na ścianie. Po przeciwnej stronie stała kremowa kanapa i drewniany stoliczek z małym wazonikiem. Nad meblami było miejsce na obraz. Zauważyłam, bo tam ściana wyblakła.
Przeszłam na koniec salonu. Tutaj stoi regał z książkami i drzwi. Otworzyłam je i zajrzałam do środka. Prowadziły do kuchni.
- Co pichcisz?- zainteresowałam się, stając za moim siatkarzem.
- Jajecznica, jaką lubisz- wyszczerzył się. Przeczesał mnie wzrokiem.- Pięknie ci w tym stroju.
Zarumieniłam się.
- Nie mam nic na zmianę, więc pożyczyłam…
- Jasne- rzucił lekko.
Nadal patrzył na mnie iskrzącymi się oczami. O mało włos nie spalił jajek. Pięć minut później siedzieliśmy przy stole. Jadłam powoli i patrzyłam na Zbyszka. Wciąż nie mogłam nacieszyć się jego widokiem. Widocznie on moim też nie, bo non stop na mnie spoglądał.
- To co dziś robimy?- zagadnęłam.
Odłożył widelec i się uśmiechnął.
- Jedziemy do Salonu Jubilerskiego.
- A po co?- zdumiałam się.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz pierścionka zaręczynowego!
O Boże, ale gafa. Zapomniałam o tym na śmierć.
- Szczerze? Wcale nie potrzebuje pierścionka.
- Daj spokój!- żachnął się.- Jesteś MOJĄ narzeczoną. Świat musi się o tym dowiedzieć!
- Lepiej nie… wiesz co by było?!
- Faktycznie. Najpierw powinienem spytać twojego ojca o zgodę. Ale w sumie to nie miałby nic do powiedzenia w tej sprawie.
Zaśmialiśmy się. Wstałam i usiadłam mu na kolanach.
- A jak ty się czujesz?- spytałam z troską.
- Hę?
- No… po nieudanych Igrzyskach.
- Na początku byłem załamany, jak każdy. Ale odkąd tutaj jesteś jest mi coraz lepiej- dał mi całusa w policzek.
- To dobrze. Ale wiesz… trzeba będzie na serio poinformować rodziców…
- Mam się bać?
- A ja? Co ja mam powiedzieć? Twój tata za mną nie przepada!
- Nie prawda. On jest po prostu sceptyczny co do moich dziewczyn. Jak pozna cię lepiej, to od razu zmieni zdanie. No bo niedługo tam pojedziemy na kilka dni i…
- Co?- przerwałam mu.
- No pojedziemy tam na weekend.
Aha. Nie no, okej. Jestem ciekawa, kiedy on to wymyślił? Ale co do biżuterii to mówiłam prawdę. Nie potrzebuję głupiego pierścionka na znak, że jesteśmy razem. Mam już naszyjnik od niego. Który ściągnęłam. Zaraz po wyjeździe z Londynu. Leży z innymi naszyjnikami w mieszkaniu. Musze go znów założyć.
Ciszę przerwał telefon. Wstałam i udałam się do salonu. Wzięłam moje dresy (których nie włożyłam, bo i po co, skoro koszulka Zibiego jest przydługawa na mnie??) i wyciągnęłam komórkę. Odebrała.
- Anka! Wreszcie… gdzieś ty jest?! Dzwoniłam do Michała, ale on mówił, że ciebie z nim nie ma i że sama mi wytłumaczysz… O co chodzi?
- Spokojnie, Gabi. Jestem… w bezpiecznym miejscu. Nie martw się. Za niedługo wrócę.
- Ale gdzie jesteś?! Mów mi w tej chwili!
Zbyszek wyrwał mi telefon z rąk i sam odpowiedział:
- Hej, tu Zbyszek! Jest u mnie, Gabi. Spokojnie, odstawię ją całą i zdrową.
I się rozłączył. Potem się ubraliśmy i wyszliśmy z apartamentu. Objęci, szliśmy przez ulicę. Wczoraj nimi biegłam myśląc, czy ten mężczyzna mnie kocha. Zaprowadził mnie na parking. Musieliśmy wpaść do mnie do mieszkania, bo muszę się przebrać w „normalne” ciuchy. Teraz byłam ubrana we wczorajsze dresy i koszulkę Zbyszka.
Myślałam, że pojedziemy samochodem. Ale się przeliczyłam! Na parkingu stał czarny motor. Jak mówię motor, to mam na myśli na serio duży motor. Czarny, piękny, lśniący…
- Na pewno?
- No nie mów, że się boisz! Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Jesteś ze mną. Przy mnie jesteś bezpieczna- powiedział całując mnie w czoło.
- Tak, ale…
- Zaufaj mi- popatrzył mi w oczy i zmiękłam. Cholera, muszę poćwiczyć wytrzymałość!- Będę jechał powoli.
- To znaczy, że rozbijemy się na trzecim, czy drugim zakręcie?
Zaśmiał się tak głośno i donośnie, że niektórzy przechodnie popatrzyli na nas z ciekawością.
- Miejże trochę wiary, An.
Spuściłam głowę. Ale zaraz ją podniosłam bo już wkładał mi ciemny kask. Swój już założył. Usiadł na dużym siedzeniu i gestem zaprosił mnie bym usiadła.
- Jeżeli się boisz, chodź przede mnie.
Więc usiadłam przed nim. Z uśmiechem objął mnie w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Oparłam się na jego piersi i zamknęłam oczy. Ruszył.
- Spójrz, nie jedziemy szybko- krzyknął, żebym go usłyszała.
Zgodziłam się lekko uchylić powieki. Faktycznie nie gnaliśmy na złamanie karku. Trochę się rozluźniłam. Czułam ciepło ciała Zbyszka. Miał na sobie skórzaną kurtkę, która opinała się na jego torsie. Wiele bym dała żeby z nim tutaj siedzieć, gdybym była przechodniem.Ale na szczęście nie muszę tylko sobie tego wyobrażać. Bo właśnie tak jest!
W końcu stanęliśmy przed moim blokiem. Zsiadłam szybko, o mało nie przewracając na chodnik. W ostatniej chwili Zibi złapał mnie w pasie.
- Uważaj- ostrzegł.
Z uśmiechami weszliśmy do mojego mieszkania. Gabrysia patrzyła na nas jak na wariatów. Dobrze wiem, co myśli.
- Cześć Gabi- przywitał się chłopak.
- Ughm, no cześć.
- Przyszłam tylko się przebrać- ostrzegłam ją.
- Gdzie jedziecie?- uśmiechnęła się.
Widocznie dała sobie spokój z kazaniem, widząc mnie zadowoloną. Na razie.Ale również się uśmiechała. Także była szczęśliwa, że wreszcie wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Takie tam…- mruknęłam tajemniczo. Wszystkiego dowie się w odpowiedniej chwili. Tak jak wszyscy.
Udałam się do szafy. Wyjęłam brązowe rybaczki i czerwoną koszulkę na ramiączkach. Słońce dość dziś piekło. A czerwony to miłość. Idealne dopasowane do mojego nastroju.
- To co? Jedziemy!
- Nadal nie wiem, gdzie się wybieracie! I do tego mnie nie zabieracie, mendy!- żaliła się.
- Jutro wieczorem, o dziewiętnastej przyjdź z Grześkiem… wyślę wam niedługo adres.
- Jakaś specjalna okazja?- spytała podejrzliwie.
- Nic nadzwyczajnego- skłamałam.
Kiedy doszliśmy do motoru, zagadnęłam Zbyszka.
- O co chodzi z tym spotkaniem?
- Wtedy poinformujemy ich o naszych zaręczynach- wyszczerzył się.
- Gabi powinna wiedzieć wcześniej- sprzeciwiłam się.- Jest moja przyjaciółką!
- W takim razie powiesz jej dziś wieczorem, gdy cie odwiozę.
- Rozstajemy się?- nagle mi się zrobiło smutno.
On też to czuł. Objął mnie ramieniem.
- Uwierz, wolałbym cie nie opuszczać ani na chwilkę. Ale muszę wszystko przygotować. Spotkanie zrobimy u mnie w mieszkaniu.
- Apartamencie- poprawiłam.
- No… powiedzmy.
Zaśmialiśmy się. Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy do Jubilera. Tym razem pozwoliłam ( a raczej bez mojego pozwolenia) Zbyszkowi jechać szybciej. W taki oto sposób dojechaliśmy w dziesięć minut. Gdy szliśmy trzymając się za ręce, ktoś zrobił nam zdjęcie. Chyba. Tylko kątem oka dostrzegłam jakiś blask. Pewnie fleszy.
Weszliśmy do sklepu.
- Jak daleko mogę się posunąć?- spytałam patrząc na drogi, skromny a zarazem piękny pierścionek.
- Cena nie gra roli- odparł.
Czułam się jak kopciuszek. Tak, jakby mama pozwoliła kupić wam coś, czego pragniecie. To… niezłe doświadczenie!
- Witam. W czym mogę pomóc?- podszedł młody sprzedawca.
- Szukamy pierścionka zaręczynowego- odparł mój chłopak.
Jej, przecież on jest już moim narzeczonym!
- Proszę za mną- uśmiechnął się mężczyzna.
Stanął za ladą i wskazał półkę z pierścionkami. Złote, srebrne, kolorowe, brylanty…
- No to wybieraj- Zbyszek stał tuż za mną.
Trzymał ręce na moich biodrach i szeptał do ucha. Moje oczy były tak rozszerzone na ten piękny widok, że można by rzec iż jestem jakaś ułomna.
- Tyle tego…- zmieszałam się. – Może pan pokazać najtańsze?
- Na pewno, Aniu? Możesz wybrać co zechcesz- zaprotestował Zbyszek.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Ale ja nie chcę go wykorzystywać! To, że jest moim chło… narzeczonym! nie znaczy, że ma na mnie przepłacać. Wystarczy symboliczna rzecz.
- Te tutaj są za trzysta…- wskazał na srebrne pierścionki. Zwyczajne.- Te po czterysta dwadzieścia.
Wypatrzyłam już jeden. Srebrny z dwoma zielonymi oczkami. Zielony oznacza nadzieję. Ale dla mnie ma podwójne znaczenie. Przypomina mi odcień koloru oczu Zbyszka.
- Mogę przymierzyć ten?- zapytałam, wskazując cudo.
Mężczyzna podał mi pierścionek. Delikatnie przyjęłam go w swoje dłonie i oglądałam. Potem pomału wsunęłam na palec. Pasował idealnie!
- Jest idealny- powiedziałam na głos.
- Chcesz go? Wybrałaś ten?- upewniał się Zibi.
- Tak. Poproszę ten- ściągnęłam obrączkę z palca i oddałam sprzedawcy.
Ten poszedł na zaplecze. Odwróciłam się w stronę Bartmana.
- Dlaczego taki… skromny?- zdziwił się chłopak.
Przytuli mnie. Założyłam ręce na jego szyi.
- Ponieważ taki mi wystarczy.
Nie chciałam mu mówić co oznacza dla mnie kolor zielony.
- Jesteś niesamowitą kobietą!
Albo mi się wydawało, a może nie, ale widziałam w jego oczach zachwyt.
- No wiesz… czeka nas trudne popołudnie. Trzeba poinformować Marka i Weronikę- uśmiechnęłam się.
- Nie bój się, nie ucieknę- mrugnął.- Warto ryzykować, żeby być z tobą na zawsze.
- Jesteś najodważniejszym facetem, jakiego znam- przyznałam.
Zachichotaliśmy. Dał mi ukradkiem całusa i wtedy przerwał nam sprzedawca.
- Proszę, oto zapakowany pierścionek- wręczył mi pakunek w fioletowym opakowaniu.
- Dziękujemy- uśmiechnęłam się.
- Życzę szczęścia!
Wyszliśmy z Lombardu gdy tylko Zbyszek zapłacił. Idąc w stronę motoru, rozmyślałam nad reakcją Marka. Dobrze wiem, jak sceptyczne ma zdanie na temat „zbyt szybkiego wydaniu córki za mąż”.
- No, to teraz najtrudniejsza część zadania- mruknęłam.
***
- No Co ty, żartujesz? Jesteś idealnie ubrany. Koszula byłaby zbędna. Nie wspomnę o garniaku!
- No ale wiesz… to jednak jest ważny moment. Nie chcę żeby wyszło na to, że jestem nieschludny.
- O to się martwić nie musisz. Jesteś idealny.
Prychnął zniecierpliwiony. Szliśmy pomału chodnikiem. Jakieś dwie godziny temu uprzedziłam Weronikę, że będę z gościem na obiad. Była mocno podekscytowana. Czyżby wiedziała?
Nie…
To musiało być coś innego. Dałam im dwie godziny na przygotowanie posiłku. W tym czasie ja i Zbyszek byliśmy w parku. Tam, uroczyście siatkarz poprosił mnie o rękę, klękając i wkładając mi na palec pierścionek. Niektórzy gapie zaczęli bić nam brawo, gdy przyjęłam oświadczyny!
Teraz przeżywamy ważny moment. Musimy poinformować rodziców. I przyjaciół.
Stanęliśmy pod drzwiami. Nacisnęłam dwa razy dzwonek. Po kilku minutach otworzyła Weronika. Była rozpromieniona i bardzo szczęśliwa. Ojciec za jej plecami również. Czyżby wiedzieli? To nie to.
Oczywiście, że nie to!
- Witajcie! O, dzień dobry Zbyszku- uśmiechnęła się jeszcze szerzej na nasz widok.
- Dzień dobry- przywitał się mój chłopak.
Przytuliłam Werę i Marka.
- Dobrze, że zadzwoniłaś wcześniej bo ugotowałam dla więcej osób!
- Chociaż już i tak mamy gościa- wtrącił tata.
- Kogo?- zdziwiłam się.
I wtedy zobaczyłam, o kogo chodzi. Zamarłam.
---------------------------------------------------------
Witajcie!
Taki rozdział... jaki jest. No, ale macie teraz zagadkę. :D
Jeszcze tylko trzy dni i do szkoły... Mam ochotę się ukryć gdzieś i nie wychodzić. Oczywiście z dostępem do meczów MŚ ;p
Tak, odliczam do najważniejszej imprezy roku! Ja już czuję tę atmosferę... Wybieracie się na jakiś mecz? ;)
Pozdrawiam ;**
To ja ukrywam się z Tobą. :D Ja się wybieram na mecz USA-Włochy. <3
OdpowiedzUsuńOoo, kurczę ale Ci dobrze! Też bym chciała :D Ja niestety na żaden się nie wybieram :c
Usuńaaaaaaaaaaaa. tak się cieszę, że są razem. <3 jejj, ^^ ciekawe kto okaże się gościem u rodziców Ania? ;3 czekam na next'a, pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
UsuńSuper, że nareszcie są razem ;D Ciekawe kto to może być? Michał?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kinia
Wszystko będzie wiadomo jutro :D
UsuńBuziaki ;*
No nie mów, że tym gościem będzie Michał bo to będzie dość niezręczna sytuacja... A może się myle. W sumie to mam taka nadzieję. Strasznie się cieszę, że Zbyszek już jest z Ania.;) A co do nowego roku szkolnego i klasy maturalnej to chce się schować razem z wami xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Zapraszam, miejsce się znajdzie XD W trójkę będzie raźniej ;a
UsuńPozdrawiam ;*
Czekam na kolejny kochana! :)) No i na nowe opowiadanie również :D
OdpowiedzUsuńCóż.. nowe właśnie zaczęłam ;) Rozdział pojawi się jutro ;a
UsuńJejku jak cudownie! Jaka sielanka po prostu :3
OdpowiedzUsuńOby to nie był Michał. Oby to nie był Michał. Oby to nie był Michał. Oby to nie był Michał...
NA-RZE-CZO-NY! Coraz lepiej i lepiej :)
Jutro wszystko będzie wiadomo ;a
UsuńCzy to Michał? Zobaczymy. xD