piątek, 1 sierpnia 2014

LXXX



 Obudził mnie dzwonek telefonu. Czy oni nie dadzą mi spokoju?!
- Czego?- warknęłam.
- Ło, ło, ło… spokojnie tygrysico- zaśmiał się.
Otworzyłam oczy i zamknęłam telefon. Znów zadzwonił. Nie odebrałam. I tak trzy następne. Kiedy już myślałam, że dał sobie spokój i znów prawie zasnęłam, kolejny telefon.
Wściekła podniosłam się na łokciu i odebrałam.
- Ja pierdole, czy nie rozumiesz, że jak nie odbieram to masz nie dzwonić?!
- Anka, wszystko w porządku?
To nie był Michał.
- Igła?! Co znowu?
- Przepraszam, że przeszkodziłem najwyraźniej… ale chciałem cię poinformować, że nasz Siurak się rozchorował- zachichotał.
- A co mu jest?- mimowolnie się zaniepokoiłam.
- Rzyga jak kot!- znów się zaśmiał.
- I twoim zdaniem to zabawne?
- Nie… nie to… tylko… a nic!
I się rozłączył. Patrzyłam na komórkę mina, mówiącą: „Co jest kurwa?” i znów wyłączyłam telefon. Spojrzałam na zegarek ścienny. 15.35. Spałam tyle godzin!
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, znów włączyłam telewizor. Ale tym razem na jakiś głupi serial. Chociaż widownia się śmiała, to mnie nie śmieszyły żarty tych aktorów. W ogóle nie miałam ochoty się śmiać, a co dopiero siły! Patrzyłam tępo w ekran, przykryta kocem.
I w takiej pozycji zastała mnie Gabrysia.
- Cześć, Anka!- zawołała od progu i przyszła do mnie.- A co ty, cały dzień telewizor oglądasz?
- Nie.
Po piętnastu minutach oświadczyła, że zrobi coś na obiad.
- Na co masz ochotę?- uśmiechnęła się, klękając obok mnie.
- Nie jestem głodna.
Zmarszczyła brwi.
- O, nie moja kochana!- zdenerwowała się.- Zjesz obiad. I to porządny. Jak nie, to ci na siłę do gardła wepchnę- pogroziła palcem, całkiem poważnie.
Westchnęłam. Najlepiej by było, gdybym zasnęła i się nie obudziła. Powróciły chwile, kiedy próbowałam się zabić łykając tabletki nasenne. Chętnie bym to powtórzyła, ale wiem, że to głupota.
Gabrysia udała się do kuchni i zaczęła się po niej krzątać.


*** 


Nie żartowała mówiąc, że zmusi mnie do jedzenia. Kiedy podała mi zupę (pomidorową, moja ulubioną) kazała jeść. Marudziłam. Zdziwiła się, że opieram się pomidorowej. W końcu zmusiła mnie grożąc, że zawoła mojego ojca i to on będzie mnie karmił. Oczywiście to byłby koszmar! Jeszcze gorzej niż z nią…
Wieczorem usiadła obok mnie na kanapie, na której zdążyłam już zamieszkać, pytając co oglądamy.
- Dziś jest otwarcie IO- westchnęła przełączając kanały.- Oglądamy!
- Nie!- krzyknęłam.
Wzdrygnęła się słysząc moją reakcję. Wiem, że chciała obejrzeć. Ale ja nie byłam w stanie. Wciąż bolało mnie to wspomnienie…
- Nie mam ochoty na to- powiedziałam już ciszej.
- Dobrze.- Zrozumiała.- To co? Może „Zmierzch”?
- Nie!
Znów krzyknęłam. Spojrzała na mnie podejrzanie.
- Zwykle nie odmawiasz, kiedy to proponuję.
Faktycznie. Tylko, że to ja zazwyczaj ją proszę o włączenie kasety z tym filmem. Jej podobno się znudził. Widocznie musiała zmienić zdanie. Albo po prostu chciała mi poprawić humor, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe.
- Wolałabym jakąś akcję- wyznałam.
„Zmierzch” kojarzył mi się ze Zbyszkiem. Razem oglądaliśmy go przecież…
- Dobrze.
Włożyła jakąś płytę z nowo wypożyczonym filmem, którego jeszcze nie oglądałyśmy.

Gabrysia.
Szczerze nie rozumiałam jej reakcji. Oczywiście domyślałam się, co jest grane. Obejrzałyśmy film. Ja na końcu się popłakałam, bo końcówka była dramatyczna. Ale moja przyjaciółka nawet nie drgnęła. Jakby to ją w ogóle nie ruszało. Cholera, może trzeba z nią iść do psychologa?
Od wczoraj, gdy ją zobaczyłam bałam się strasznie o nią. Wyglądała koszmarnie. Stwarzała pozornie dobrą twarz do złej gry. Grzesiu zadzwonił do mnie w południe pytając o Ankę. Powiedziałam jaka jest sytuacja. Teraz też rozmawialiśmy.
- Co teraz robi?- spytał Winiarski.
Byłam na głośnomówiącym.
- Śpi… kurczę… - westchnęłam.
Mówiłam szeptem żeby jej nie obudzić, chociaż byłam w kuchni a ona spała twardym snem.
- Jak się czuje?- spytał kolejny głos. Zapewne Kubiak.
- Hm. Nie wiem, jak to nazwać. Jest chyba nadal w szoku. Wstrząśnięta, załamana… dziś wieczorem nie chciała oglądać otwarcia IO. Na film, który zaproponowałam zareagowała jakby się paliło… Kurczę, ona jest w takim dołku… Jak odpowiada to krótko i na temat. Nie pyta zbytnio. Mało mówi, cholernie mało je … Dziś ledwo w nią zmusiłam zupę. Jej ulubioną! Z nią jest coraz gorzej- jęknęłam.
- Co masz na myśli?- spytał smutno Ignaczak.
- Nie śmieje się w ogóle. Oglądała jakiś kabaret i patrzyła na sceny obojętnie. Tak samo na film. W momencie, gdy powinna płakać ona patrzyła się tępo w ekran. Nie wspomnę o tym, że ma nieobecny wzrok. Coraz częściej przyłapuję ją na tym, jak do siebie mówi. Może ona tego nie wie, ale ja wiem.
- Najchętniej bym tam przyjechał…- westchnął Łukasz Żygadło.
- Jesteś potrzebny drużynie- zapanowałam. – Boże, co on jej zrobił?!
- Nic- bronił przyjaciela Michał.- Właśnie nic nie zrobił! To ta małpa przykleiła się do niego…
- Mówisz o tej całej Amelii?- zapytałam.
- Aśce- poprawił mnie. – To w ogóle jest jakieś nieporozumienie wielkie. Próbowałem jej to wyjaśnić, ale ona mnie wyrzuciła z pokoju.
- A to co? Pan „wielki książę” nie pofatygował się z wyjaśnieniami!?- wkurzyłam się na maksa.
- Nie chciała go słuchać- wyjaśnił Grzesiu.
- Nie dziwię się jej. Też bym tak zareagowała.
- Tyle że oni powinni pogadać- Piotruś jak zawsze spokojnym głosem zaczął wszystko wyjaśniać.- Zbyszek nie gra dobrze. Jest przygnębiony i martwi się o swój związek, którego już nie ma. Tak powiedział.
- Do tego- wtrącił Możdżonek- chodzi jak zombie.
- Brakuje mu tylko szponów i kłów- zirytował się Igła.- Naskoczył dziś na mnie jak jakiś pies! Byłem z kamerą w odwiedzinach u Kubiego. A ten jak mnie zobaczył, uwaga zacytuję, co powiedział: „Wypierdalaj z tond Igła, kurwa bo zaraz…”. Chyba nie będę kończył. Możecie sobie dopowiedzieć wszystkie znane wam przekleństwa- niemal widziałam, jak się skrzywił.
- Jest wściekły- mówił dalej Możdżon- na każdego. Nie ważne, czy to trener Czy zawodnik. Zachowuje się jak cham. Nie wiem, może taką taktykę przyjął, żeby wrócić do Polski? Najwyraźniej znudziło mu się granie w reprezentacji. Trener i tak już jest nieźle wkurzony na niego. Uważa, że jego zły nastrój nam się udziela.
- Nie zaprzeczę- przyznał Jarosz.
- Próbuję go rozbawić, ale zawsze tylko mnie przegania- zirytował się Dziku. – Nie wiem, jak ja z nim mam gadać! Po prostu się nie da. A co dopiero dzielić pokój!
- Nie wątpię, że to trudne zadanie- przyznałam, było mi go żal.
- Nawet sobie nie wyobrażasz…- burknął.
- A jak tam przygotowania do wyjścia na prezentację?- uśmiechnęłam się.
- Jesteśmy właśnie w autokarze i jedziemy na miejsce- oświadczył Zagumy Paweł.
- Zibi jest z wami?
- Nie. Został w hotelu. Tak samo jak Kurek.
- A temu co?- zdziwiłam się.
- To Anka ci nie mówiła?- spytał Igła.
- Niby co miała mi mówić? Przecież ona prawie nic nie mówi…
- Fakt.- Przyznał.- Otóż wyjaśnię ci w dwóch słowach. Ma grypę żołądkową.
- To były trzy słowa- poprawiłam.
- Oj, czepiasz się jak Anka- westchnął.
- Po prostu naucz się liczyć, to nie będę musiała cie poprawiać- podpuściłam go.
Ale się nie dał.
- Pilnuj swojego nosa.
- Jak na razie nigdzie mi nie uciekł… także ten…
- Dobra, my kończymy!- powiedział Kosok.
- Już? Eh, no dobra.
Nie chciałam przerywać tej rozmowy. Lubiłam z nimi pogadać. Czasem.
- Pa Gabi- znów odezwał się Kosa. Chyba wyłączył głośnik.- Pozdrów Anię.
- Pozdrowię.
- Kocham cię- szepnął na pożegnanie.
Aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Tyle razy to mówił, gdy dzwonił albo kiedy się spotykamy… Ale ja nadal nie mogłam przywyknąć do tych słów.
-Pa.
I się rozłączyłam.
Tak… co do miłości między mną a Grzegorzem to same plusy! Miłość kwitła jak jabłonka w wiosnę. Cieszyłam się, ze w końcu kogoś znalazłam. Normalnego. Kurczę, zawsze o tym marzyłam. A teraz to się spełniło… Kosa pojawił się w moim życiu nagle. I nawet nie wiem, kiedy go pokochałam. Bo tak naprawdę gdy go ujrzałam po raz pierwszy, moje serce dziwnie zabiło. Jakby wskazało mi go. Jakbym znała go już od dawna, a ja zareagowałam tak, jakby on przyjechał ze zgrupowania i po prostu się za nim stęskniłam. Tak to odczuwałam. Niewiarygodne to co mnie spotkało. Tego mi było trzeba. Nie żadnego zwariowanego Kurka czy Bartmana lub… Nie. O nim nie mogę myśleć! Ale właśnie spokojnego chłopaka, który wysłucha mnie i pomoże. Przytuli i pocieszy słowami. Nie lubię zwierzać się z moich uczuć przed ludźmi. Nawet moja przyjaciółka nie wszystko wie o moim „życiu miłosnym”. Zawsze próbowała mnie z kimś swatać. Raz jej się udało, nawet o tym nie wiedziała. I dlatego nie mogę myśleć o nim.. tylko o Grzesiu. Teraz to siatkarz musi być „moim”. Tylko, że ja nie jestem pewna... Co raz częściej moje myśli skupiają się wokół kogoś innego. Dlatego nie jestem pewna, czy aby na pewno jestem zakochana w Grzesiu. Chociaż wszystko na to wskazuje...
Ale, ale! Stop. Teraz najważniejsza jest Ania.
- Oj, Ancia… muszę ci pomóc- westchnęłam.
Wstałam od stołu biorąc kubek z herbatą. Stanęłam w drzwiach do salonu i przypatrywałam się jej spokojnej twarz. Czy na pewno spokojnej? Cały czas mam wrażenie, że ona wybuchnie. Boję się o nią strasznie. I nadal mam ochotę tego gnoja zabić za to, co jej zrobił. A tę sukę Aśkę też. Z miła chęcią…
Westchnęłam i poszłam do swojego pokoju, który miał służyć mi i Ance jako sypialnia. Widocznie ona woli kanapę, której nie opuszcza za dnia i w nocy. Odstawiłam kubek na mały stoliczek za swoim łóżkiem. Założyłam górę od piżamy ( spodenki do spania już na sobie miałam) i położyłam się pod kołdrą.
Nie mogłam spać.
Długo leżałam nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W końcu zaczęłam liczyć barany. Albo coś podobnego do baranów. W każdym bądź razie podobno pomaga. Wyobraziłam wiec sobie płotek i białe owieczki. Doliczyłam 73 aż w końcu zasnęłam, obraz zaczął zanikać.
Oczywiście miało to swoje konsekwencje. Znaczy te barany liczone. Śniły mi się przez całą noc. A przynajmniej tak mi się wydawało, że przez cała.
Bo nagle usłyszałam krzyk.
Zerwałam się na równe nogi. To był głos mojej przyjaciółki. Szybko pobiegłam do salonu sprawdzić, co się dzieje.
- Aaa… nie.. proszę… nie… dlaczegoooo?!!!!
Zobaczyłam ją wiercącą się po kanapie. Biedna, miała koszmar. Natychmiast do niej podeszłam.
- Aniu… Aniu… Anka!- wrzasnęłam w końcu.
Nie reagowała.
Boże, co ja mam robić?! Szturchnęłam ja w ramię. Nic. Nadal krzyczała.
- Błagam nie…. Zostaw mnie… Zbyszek zostań… nie…
Te ostatnie słowa niemal wypłakała.
Chwyciłam dłońmi jej ramiona i mocno potrząsnęłam nią. W końcu otworzyła oczy. Płakała.
- Aniu…- szepnęłam i mocno ją do siebie przytuliłam.
Nie broniła się przed tym. Pragnęła mojej pomocy. A ja jej nie odmówiłam. Była roztrzęsiona. Wnioskując po słowach, które krzyczała, na pewno miała koszmar nie z kim innym jak z Bartmanem.
- Nie…- łkała głośno.
- Spokojnie… ciii… jestem przy tobie- szeptałam w jej włosy, głaszcząc ją jedną ręką po plecach, a drugą trzymając blisko siebie.
Spojrzałam w jej oczy. Były jakby za mgłą, jakby nieobecne… Przestraszyłam się nie na żarty. Kiedy się uspokoiła i przestała płakać, położyłam ją. W końcu zasnęła.
Poszłam znów do siebie. Spojrzałam na zegarek. Była 5:22. Czyli spałam kilka godzin, a ponad godzinę uspakajałam Anię. Dlaczego dostała tak nagłego napadu?... To przez to wszystko, co się wokół niej dzieje. Ona sobie z tym nie radzi. Już raz pokłóciła się, a raczej nie pokłóciła bo to było wielkie nieporozumienie, z Zibim. Wyglądała podobnie. Jednak mniej tak… smutnie. Wtedy przynajmniej przez cały czas płakała. Teraz nic. Nawet nie uśmiechnie się. Jest jak trup. A to najgorsze. Już wolałabym, żeby krzyczała, płakała, ziała ogniem, albo skała wszystko co popadnie. Byle tylko nie była w takiej formie jak teraz…
Już nie zasnęłam. Leżałam do godziny siódmej. W końcu wstałam i poszłam do łazienki.



-----------------------------------------------------

Czeeeść ;*
Przepraszam, że tak późno ale nie miałam czasu wcześniej... No i przepraszam, że taki krótki. Chyba trochę za krótki... :/

Do następnego ;*
 


2 komentarze:

  1. Czyżby Ania miała depresje? Mam nadzieje, że Zbyszek zrobi wszystko aby wyjaśnić tą sytuacje

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju, ciekawe czy Zibi i Ania sobie wszystko wyjaśnią.. oby. <3

    OdpowiedzUsuń